Jak widzicie niewielka zmiana zagościła na blogu. Nic poważnego, tylko zmiana kolorów, ale skoro i tak byłam zmuszona do zabawy z szablonem od postaw to stwierdziłam, że chociaż tyle zmienię :) Bo może wiecie, a może nie wiecie, ale od jakiegoś tygodnia walczę z ustawieniami mojego bloga. A zachciało mu się świrować. W szczegóły nie będę się wgłębiać, najważniejsze, że wszystko już jest w porządku.
W każdym razie dzisiaj nie przygotowałam dla was nic wyjątkowego, będzie tylko gadanina. Bo trochę się działo u mnie ostatnio.
A bo i byłam w Krakowie. Tak, było to tydzień temu, ale jakoś nie miałam okazji żeby wam się pochwalić co robiłam. A spędziłam naprawdę świetne trzy dni u mojej cioci. Chociażby pierwszy raz w życiu byłam w... operze, a konkretniej na Trubadurze. I powiem wam, że naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Tego po prostu nie da się opisać słowami. Co prawda miałam małe problemy z nadążaniem za tekstem (opera śpiewana była w oryginalnym języku z wyświetlanymi polskimi napisami) przez małe problemy z oczami nieprzyzwyczajonymi do całego dnia w soczewkach, ale i tak jestem zachwycona. Szczerze to nie sądziłam, że tak bardzo mi się ta forma kultury spodoba. I jestem pewna, że jeśli tylko będę mieć okazję wybiorę się kiedyś ponownie. Niestety nie jest to tania forma spędzenia wolnego czasu, ale raz na jakiś czas myślę, że można sobie pozwolić :)
A poza operą postawiłyśmy też na coś bardziej klasycznego, a konkretnie na... kino ;) I zdecydowanie wybiłyśmy się wśród ludzi aktualnie decydujących się na seanse, bo nie poszłyśmy ani na "Wielkiego Gatsby'ego", ani na "Kac Vegas 3". Obejrzałyśmy... "Uciekiniera". O filmie powiem więcej w którymś z następnych postów (planowana notka o ostatnio obejrzanych filmach :)) w każdym razie my byłyśmy zachwycone. Trzymał w napięciu, niezwykle ciekawił, ja wkręciłam się w akcje niesamowicie. A z kina wyszłam z... żalem, że to koniec. Naprawdę jeden z lepszych filmów jaki ostatnio widziałam (no dobra nie widziałam ich ostatnio za wiele :D). A jako bonus dodam, że pierwszy raz w życiu spotkała mnie sytuacja, żeby nikogo nie było w sali kinowej. Bowiem prócz mojej cioci i mnie na tymże seansie nie było nikogo :D Cóż, mogłyśmy się poczuć jak vipy i mieć całą sale dla siebie :D
A poza tym co. Zjadłam przepyszną pizzę, deser lodowy i obiad w Sphinxie. Poczułam jak to jest żyć w wielkim mieście w czasie upałów... i uświadomiłam sobie jak bardzo jest kiepsko z moją orientacją w terenie :D Naprawdę ja nie wiem co to będzie jak już pójdę na te studia i zamieszkam w Krakowie. Zgubię się pewnie przy najbliższej okazji. A skąd ta pewność? Sześć razy wracałam na osiedle mojej cioci z tramwaju... za każdym razem nie wiedziałam w którą stronę iść :D Ofiara losu ze mnie koszmarna :D
A ten weekend miałam równie intensywny. Wczoraj bowiem byłam na... komersie w gimnazjum ^^ Co prawda ja miałam szesnaście lat jakiś czas temu, ale jest jeszcze moja młodsza siostra która we wrześniu idzie już do szkoły średniej. I wczoraj miała swój bal ;) Oj, ile ja się na ten temat usłuchałam w ostatnim tygodniu. Nie tylko od siostry, ale i od mamy która zarządzała całymi przygotowaniami. A skończyło się tak, że i ja tam wylądowałam. Miałam niby iść tylko na godzinkę, nakręcić poloneza i porobić kilka grupowych zdjęć... Cóż. Z godziny zrobiło się... pięć godzin, a ja robiłam nie tylko za fotografa, ale i kelnerkę i pomoc kuchenną. I powiem wam, że dawno nie wróciłam taka zmęczona jak wczoraj. Nie dość, że pogoda była parna, to ja jeszcze większość czasu spędzałam goniąc z dusznej sali gimnastycznej do gorącej kuchni (do tego w sandałach nie do końca przystosowanych do takiej ilości chodzenia :D). Mówię wam, wróciłam do domu padnięta, z pęcherzami na stopach i cała mokra. Ale zdjęcia wyszły w miarę okey (ja tam jestem średnio zadowolona, ale siostra zachwycona :D), komers się udał, a ja objadłam się lodów i pogadałam z dawno nie widzianą kumpelą (którą mama też wrobiła w pomoc). Czyli nie najgorzej :)
Wiem że niektórzy nie lubią takich moich długich gadanin, ale ja potrzebuje czasem czegoś takiego ;) W każdym razie w najbliższych postach mini recenzje ostatnio obejrzanych filmów i być może przeczytanych książek. Jeszcze się zobaczy. A tymczasem ja uciekam. Czeka na mnie jeszcze ponad dwieście zdjęć z komersu do obróbki :D Coś czuję, że ręka mi wkrótce odpadnie.
Pozdrawiam ciepło.
1. Pakowanie - czy tylko ja zawsze biorę wszystkiego za dużo? :D /
2 i 3. Opera Krakowska - Trubadur
4. Przepyszny deser lodowy
5. Osiedle mojej cioci
6. Jedyny zakup jaki przywiozłam z Krakowa, książka :D
A bo i byłam w Krakowie. Tak, było to tydzień temu, ale jakoś nie miałam okazji żeby wam się pochwalić co robiłam. A spędziłam naprawdę świetne trzy dni u mojej cioci. Chociażby pierwszy raz w życiu byłam w... operze, a konkretniej na Trubadurze. I powiem wam, że naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Tego po prostu nie da się opisać słowami. Co prawda miałam małe problemy z nadążaniem za tekstem (opera śpiewana była w oryginalnym języku z wyświetlanymi polskimi napisami) przez małe problemy z oczami nieprzyzwyczajonymi do całego dnia w soczewkach, ale i tak jestem zachwycona. Szczerze to nie sądziłam, że tak bardzo mi się ta forma kultury spodoba. I jestem pewna, że jeśli tylko będę mieć okazję wybiorę się kiedyś ponownie. Niestety nie jest to tania forma spędzenia wolnego czasu, ale raz na jakiś czas myślę, że można sobie pozwolić :)
A poza operą postawiłyśmy też na coś bardziej klasycznego, a konkretnie na... kino ;) I zdecydowanie wybiłyśmy się wśród ludzi aktualnie decydujących się na seanse, bo nie poszłyśmy ani na "Wielkiego Gatsby'ego", ani na "Kac Vegas 3". Obejrzałyśmy... "Uciekiniera". O filmie powiem więcej w którymś z następnych postów (planowana notka o ostatnio obejrzanych filmach :)) w każdym razie my byłyśmy zachwycone. Trzymał w napięciu, niezwykle ciekawił, ja wkręciłam się w akcje niesamowicie. A z kina wyszłam z... żalem, że to koniec. Naprawdę jeden z lepszych filmów jaki ostatnio widziałam (no dobra nie widziałam ich ostatnio za wiele :D). A jako bonus dodam, że pierwszy raz w życiu spotkała mnie sytuacja, żeby nikogo nie było w sali kinowej. Bowiem prócz mojej cioci i mnie na tymże seansie nie było nikogo :D Cóż, mogłyśmy się poczuć jak vipy i mieć całą sale dla siebie :D
A poza tym co. Zjadłam przepyszną pizzę, deser lodowy i obiad w Sphinxie. Poczułam jak to jest żyć w wielkim mieście w czasie upałów... i uświadomiłam sobie jak bardzo jest kiepsko z moją orientacją w terenie :D Naprawdę ja nie wiem co to będzie jak już pójdę na te studia i zamieszkam w Krakowie. Zgubię się pewnie przy najbliższej okazji. A skąd ta pewność? Sześć razy wracałam na osiedle mojej cioci z tramwaju... za każdym razem nie wiedziałam w którą stronę iść :D Ofiara losu ze mnie koszmarna :D
1. Przed wyjściem :)
2 i 3. Dekoracje na komersie
A ten weekend miałam równie intensywny. Wczoraj bowiem byłam na... komersie w gimnazjum ^^ Co prawda ja miałam szesnaście lat jakiś czas temu, ale jest jeszcze moja młodsza siostra która we wrześniu idzie już do szkoły średniej. I wczoraj miała swój bal ;) Oj, ile ja się na ten temat usłuchałam w ostatnim tygodniu. Nie tylko od siostry, ale i od mamy która zarządzała całymi przygotowaniami. A skończyło się tak, że i ja tam wylądowałam. Miałam niby iść tylko na godzinkę, nakręcić poloneza i porobić kilka grupowych zdjęć... Cóż. Z godziny zrobiło się... pięć godzin, a ja robiłam nie tylko za fotografa, ale i kelnerkę i pomoc kuchenną. I powiem wam, że dawno nie wróciłam taka zmęczona jak wczoraj. Nie dość, że pogoda była parna, to ja jeszcze większość czasu spędzałam goniąc z dusznej sali gimnastycznej do gorącej kuchni (do tego w sandałach nie do końca przystosowanych do takiej ilości chodzenia :D). Mówię wam, wróciłam do domu padnięta, z pęcherzami na stopach i cała mokra. Ale zdjęcia wyszły w miarę okey (ja tam jestem średnio zadowolona, ale siostra zachwycona :D), komers się udał, a ja objadłam się lodów i pogadałam z dawno nie widzianą kumpelą (którą mama też wrobiła w pomoc). Czyli nie najgorzej :)
Wiem że niektórzy nie lubią takich moich długich gadanin, ale ja potrzebuje czasem czegoś takiego ;) W każdym razie w najbliższych postach mini recenzje ostatnio obejrzanych filmów i być może przeczytanych książek. Jeszcze się zobaczy. A tymczasem ja uciekam. Czeka na mnie jeszcze ponad dwieście zdjęć z komersu do obróbki :D Coś czuję, że ręka mi wkrótce odpadnie.
Pozdrawiam ciepło.
swietne zdj ;D ja tam lubie dlugie gadaniny ;D
OdpowiedzUsuńDziękuje :D Zdjęć co prawda z telefonu, ale o podkręceniu w programie graficznym jako tako to wygląda :D I cieszę się, że ktoś lubi te moje gadaniny :D To znaczy że mogę pleść od rzeczy jeszcze :D Pozdrawiam ciepło :*
UsuńKraków jest piękny :)
OdpowiedzUsuńOj tak, zgodzę się. Kraków to moje ulubione miasto ;)
UsuńJa też się o swoją orientacje w terenie boję :D Też planuję Kraków;) A jak ja miałam komers to nie tańczyliśmy poloneza, chyba jakieś nowe zwyczaje wchodzą :D
OdpowiedzUsuńJa się potrafiłam zgubić w miasteczku gdzie chodziłam do LO (kilka razy mniejszym od Krakowa :D), także przed pójściem na studia chyba muszę zaopatrzyć się w porządny GPS :D Też planujesz Kraków? A co konkretnie? :) Może gdzieś się tam spotkamy któregoś dnia :D
UsuńA co do poloneza to zależy chyba od szkoły. Chodziłam do tego samego gimnazjum co moja siostra i poloneza tańczy się tam od bardzo dawna. Ja też tańczyłam na komersie :)
kocham Kraków, i chętnie wróciłabym tam chociaż na parę dni
OdpowiedzUsuńJa też kocham Kraków. Moje ulubione miasto zdecydowanie :) I cieszę się, że tak często tam ostatnio bywam :)
UsuńKocham Kraków <3 może też dlatego, że moja miłość właśnie tam studiuje :P A i Twoje gadaniny też lubię czytać :) czekam na recenzję 'Poradnika pozytywnego myślenia' :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja też kocham Kraków <3 Choć właściwie nie wiem z jakiego powodu :D Cieszę się, że lubisz czytać te moje gadaniny - strasznie mi miło z tego powodu ;) A recenzja na pewno się niedługo pojawi. Buziaki :)
UsuńUwielbiam wycieczki do Krakowa. Piękne miejsce :)
OdpowiedzUsuńfajne zdjęcia, lubię twoje gadaniny!
Dziękuje ślicznie :) A Kraków to prawda, piękne miejsce :) Pozdrawiam :*
UsuńTen Clean Hands kupiłam w Rossmannie :) A Krk to filologia ang. na UJ lub na UP ;) Może się gdzieś kiedyś spotkamy :D A co do poloneza to właśnie widziałam gdzies na jakimś blogu ze tez był polonez na komersie, może to też od danego regionu zależy, u mnie nigdy nie słyszałam żeby polonez na komersie był :D
OdpowiedzUsuńO! To muszę się rozejrzeć w Rossmanie za nim. No jak dobrze pójdzie to ja też pewnie UJ :D Więc kto wie, kto wie ;) A wiesz co być może że to od regionu. W sumie nie mam pojęcia, w każdym razie u mnie w gim od dawien dawna tańczą... choć nie zawsze im to wychodzi :D
UsuńPrzynajmniej mogą sobie poćwiczyć :D Ja pr5zed studniówkowym polonezem miałam mega stresa! :D
UsuńSwietna relacja;)
OdpowiedzUsuńpowiedz mi koniecznie jak tam książka, bo sama jestem jej ciekawa :D
OdpowiedzUsuńKsiążkę już skończyłam i bardzo mi się podobała ;) Wciągająca, ja przeczytałam ją chyba w dwa dni :D I nie wiem czy widziałaś adaptacje filmową, ale po przeczytaniu obejrzałam ją i dość znacznie różni się od książki ;) Chociaż w sumie obie wersje mi się podobały ^^
UsuńNie byłam nigdy w Krakowie, jednakże mam nadzieję, że kiedyś tam pojadę :)
OdpowiedzUsuńTo zachęcam do odwiedzenia tego miasta bo naprawdę jest świetne ;)
UsuńO jejciu, ale Ci zazdroszczę Krakowa! To takie piękne miasto <3
OdpowiedzUsuńHah. Zgadzam się to piękne miasto ;)
UsuńA ja dzisiaj tutaj byłam i się zastanawiałam czy udało się naprawić, to nieszczęsne url? Ale i tak widzę, że kolorki zieleni się zmieniły i różu chyba z resztą też. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dodałam Cię od nowa na tej liście ulubionych blogów i już faktycznie jest w porządku, choć w liście tej wewnętrznej obserwowanych blogów nie wyświetlał się, więc musiałam linkiem po prostu dodać, ale najważniejsze, że działa!:)
Weź ja też tak mam, że zazwyczaj biorę za dużo rzeczy, gdziekolwiek bym nie jechała, ale walczę z tą uciążliwą wadą, bo dla mnie to jest wada. :D I jak było w tej operze? Jak się w końcu ubrałaś, musiałaś kupić nową sukienkę?:) Ta książka była jakiś czas temu (o ile dobrze pamiętam, to 31 maja) w biedronce, ale zapomniałam ją kupić :(
Ja pamiętam jak wróciłam taka padnięta ze swojej studniówki. To było coś :D Tyle wytańczonych godzin. Czułam się niczym po weselu mojej siostry i brata, którzy mieli wesela w tym samym roku, ale miesiąc po miesiącu. :) Czekam na recenzje książek, bo filmów ostatnio mało oglądam, ale planuję dać posta o "Nietykalnych".
PS Jak widać ktoś lubi te Twoje długie posty, sądząc po długości komentarza. xD
Usuń